Człowiek tak wiele otrzymał przez drzewo. Nim na Golgocie drzewo stanie się głównym narzędziem Odkupienia, w Jerycho pewne drzewo posłuży do osobistej odmiany życia. Zacheusz wspiął się na sykomorę. Z wysokości drzewa, oczy celnika spotkały się z oczami Zbawiciela.
+Veni Sancte Spiritus! 31 nd zw C 3 listopada 2019
Łk 19,1-10 Z drzewa do domu
Bracia i Siostry w Chrystusie!
Ewangeliczne spotkania rozpoczynają się zwykle od spojrzenia albo od przywołania kogoś po imieniu lub wyjawienia jakiejś ważnej okoliczności przez Jezusa. Pamiętamy, jak Jezus zwrócił się kiedyś do Natanaela, gdy Filip przyprowadził go do Jezusa: Oto prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu (…) Widziałem cie pod drzewem figowym (J 1,47-48 ). Jezus zna serce swego rozmówcy. Patrzą sobie w oczy. Jezus ogarnia całą głębię osoby. Nie zatrzymuje się na kolorze tęczówki. Prześwietla niejako całego człowieka. Równocześnie jest bardzo dyskretny i nie upublicznia tajemnic swego rozmówcy. Tworzy zaufanie. Daje do zrozumienia, że zna serce, całą jego zawartość duchową i emocjonalną. Jezus człowieka nie ocenia, lecz docenia. Tak było z Natanaelem, którego tajemnicy (co Natanael robił pod drzewem figowym) Jezus nie ogłosił. Tak jest i teraz z Zacheuszem, którego zapewne niejedną ciemną sprawkę Chrystus potrafi dostrzec . On woli iść do Zacheusza na posiłek. Wiele wskazuje na to, że Jezus widział z jakimi problemami sumienia zmagał się celnik Zacheusz; jako urzędnik był najemnikiem rzymskiego okupanta, podawał sobie rękę z Rzymianami, ściągał podatki, obracał rzymskimi monetami z bałwochwalczym wizerunkiem Cezara, przez co zaciągał rytualną nieczystość u Żydów. Z drugiej jednak strony, to on reprezentując społeczność żydowską chronił kobiety i dziewczęta przed zakusami rzymskich żołnierzy, którzy bywali bezwzględni w swych uczynkach. Jezus się go nie brzydzi. Dostrzega złożoność wyborów Zacheusza, nie przekreśla go jak inni (Do grzesznika poszedł w gościnę….). Jezus pokazuje, że mu ufa, skoro wychodzi z propozycją posiłku w jego domu. To „wpraszanie” się Zbawiciela jest najpiękniejszym znakiem wkraczania na teren człowieka odrzuconego, brudnego, powszechnie nielubianego i oskarżanego o wszystko, co tylko możliwe. Wystarczyło spojrzenie, „wproszenie się” Jezusa do domu, przebywanie. Zacheusz się odmienił. Wprawdzie na razie to tylko deklaracja, że skrzywdzonych wynagrodzi i to poczwórnie ze swego majątku. Ale takie słowa z ust celnika nie padały dotąd nigdy. Okazanie szacunku wpływowemu Żydowi, mniej lub bardziej skrycie pogardzanemu uruchomiło w Zacheuszu pragnienie wyrównania niesprawiedliwości. Jakby nagle Zacheusz przeszedł błyskawiczny remanent sumienia.
Jakiś czas temu spotkałem kobietę. Choć zmęczona i spracowana, prezentowała się skromnie i dbale. Dwie godziny niełatwej rozmowy: Wiem, jestem potępiona… Moje życie do niczego. Ale zależy mi na dzieciach. Dlatego jestem, aby opowiedzieć jak było w małżeństwie córki. Zięcia lubiłam, bo jak chciał to umiał być miły, nawet trawę skosił. Proszę księdza, moje małżeństwo się nie udało, córce się nie udało, moja mama też cierpiała od mego ojca…Szczere i przepłakane słowa powiedziała mi ta żona, matka, babcia.
Kiedy dzisiaj myślę o tamtym spotkaniu, wydaje mi się, że przebiegało trochę jak otwieranie rosyjskiej matrioszki. Drewniana, obła lalka uśmiechniętej mamy, którą się otwiera, a wewnątrz są kolejne, zwykle cztery. Jakby historia tej największej zawierała przyszłość mniejszych – córki, wnuczki, prawnuczki i genetycznie przekazywała wzorzec matki i żony, uśmiechniętej i gospodarnej, a równocześnie smutnej, bo skrzywdzonej przez niewiernego i brutalnego męża alkoholika. Wspomnianej kobiecie powiedziałem jasno Jest pani zbawiona przez Chrystusa. Proszę sobie wybić z głowy potępienie! Jezus o panią walczył i walczy. Przekazałem obrazek Jezu, ufam Tobie! Patrzyła nowym spojrzeniem na miłosierne oczy Pana. Dodałem różaniec w brązowym pokrowcu. Niech Panna Święta trzyma panią za rękę. Dziś zbawienie staje się udziałem tego domu.