Popularny chiński aktor filmów akcji Jackie Chan powiedział kiedyś, że po śmierci nie zostawi swojemu synowi żadnych pieniędzy. Wszystkie pieniądze przeznacza i zapisuje na cele charytatywne. Gdy zapytali go dlaczego, wyraził się jasno: „Jeśli potrafi, sam zdobędzie pieniądze. Jeśli nie, będzie jedynie marnował moje”. Ostre wychowanie, jakże inne niż dzisiejszy ewangeliczny obraz, gdzie pieniądze stanowią wychowawczy element porażki w drodze do dojrzałości.
+Veni Sancte Spiritus! 4 nd WP rok C 31 marca 2019
Łk 15,1-3.11-32
Bracia i Siostry w Chrystusie!
Piętnasty rozdział księgi św. Łukasza nazywany jest przez wielu znawców Pisma Świętego sercem tej ewangelii. Określenie budzi w nas ciepłe skojarzenia. Być przy sercu i tulić się do serca ukochanej mamy to przecież pragnienie każdego dziecka. My zaś jesteśmy dziećmi Boga, a ewangelia jest słowem Słowa Wcielonego, prawdziwego Syna Bożego. Kto bierze do ręki ewangelię, aby poznawać Boga, czyni pierwszy krok, aby Mu uwierzyć i zawierzyć. Jeśli zatem użyto tak wzniosłego słowa jak „serce”, posłuchajmy jego miarowego bicia. Tym razem jednak serce wybija rytm miłości ojcowskiej, a nie macierzyńskiej. Choć tradycyjnie opowieść przedstawiona przez Chrystusa w tym rozdziale nazywana jest przypowieścią o synu marnotrawnym, coraz częściej nazywa się ją także przypowieścią o miłosiernym ojcu. Jego to bowiem postać spaja klamrą dialogów dwie zasadnicze relacje: do młodszego syna oraz do syna starszego. Takie ujęcie jest światłem na dojrzałe ojcostwo mężczyzny, a w sensie ewangelicznym na ojcostwo samego Boga.
Spróbujmy oczami serca ogarnąć tę niezwykle ciekawą postać ojca. Codziennie wychodzi na wzgórze, aby wypatrywać młodszego syna. Pozwolił mu na życiowy błąd. Przed laty uznał, że da synowi pełną wolność po osiągnięciu wieku pełnoletniości. Przed laty ojciec uznał, że nie zatrzyma pewnych rodzinnych pieniędzy dla siebie, ale wyposaży w nie syna. Tym samym uznał, że syn, który nie zaufał mądrości jego ojcowskiego słowa dopiero przez popadnięcie w ogołocenie, głód i wstyd może zrozumieć sens życia.
Oczy ojca są smutne. Może załzawione cichym cierpieniem z powodu straty syna? Nie przestają być ufne. Codziennie kieruje ojciec swe oczy na widnokrąg, by wypatrywać powrotu młodszego dziecka. Pozostajemy pod wrażeniem jego nieustępliwej nadziei. Oczy ojca mają w sobie światło, bo ciągle kocha syna oddalonego. Młodzieniec zabrał część przypisanego mu majątku, ale nie zabrał historii swojego życia z ojcowskiego serca. Tam ciągle żyje. Codzienna wędrówka ojca na wzgórze jest wyznaniem nieskończonej miłości, której niestraszny wiatr, deszcz i gorąc, byle wyczekiwać powrotu posiniaczonego życiowymi porażkami młodzika.
Serce ojca kocha obu synów. I młodszego – zepsutego fałszywą nadzieją pokładaną w majątku. I starszego – zepsutego pychą własnej poprawności. Starszy syn nie umie kochać ojca, nie umie przyjąć ojca jako dawcy, tylko chce sobie na miłość zasłużyć, oczekuje wypłaty za sumienne dotąd życie. Może i jego poprawność wreszcie pęknie, bo oto powrót brata wybił go z roli tego lepszego. Ojciec zaś, doczekawszy dnia, gdy jego oczy zobaczyły wracającego utytłanego brudasa wpadł w młodzieńczą radość.
Jezus Zbawiciel mówi nam o bezgranicznej cierpliwości przebaczającego Boga. Oczy Miłosierne codziennie spoglądają na moje serce, w którym pewnie mieści się zarozumialstwo młodzika i poprawność starszaka. Ile we mnie jednego, ile drugiego? Ile musi się jeszcze stać, aby doskonałość i poprawność nie były gorsetem mojego życia z Bogiem?