Rzym. W latach 540 do 607 po narodzinach Chrystusa mieszkał i pracował w nim człowiek, któremu historia Kościoła nadała tytuł „Wielki”. Ten człowiek zdolny, biegły w prawie, umiejętności przemawiania oraz w znajomości języka łacińskiego i greckiego zostaje prefektem czyli cywilnym namiestnikiem Rzymu. Po czterech latach skutecznej pracy dla miasta rezygnuje z urzędu i wstępuje do benedyktynów. Własny rodzinny dom zamienia na klasztor dla dwunastu towarzyszy. Ludzie są poruszeni – pan Rzymu został ubogim mnichem. Doceniają go papieże – Benedykt I mianuje go diakonem, a papież Pelagiusz II czyni go swym przedstawicielem na dworze cesarza wschodnio – rzymskiego. Minie sporo lat modlitwy, postu i pracy legata nim zostanie papieżem. Kiedy to się stanie, 3 września 590 roku otrzyma święcenia biskupie i rozpocznie posługę. Przybiera imię GRZEGORZ, co się tłumaczy „czujny”.
+Veni Sancte Spiritus! 22 nd zw A 3 września 2023 r.
Jr 20,7-9; Ps 63; Rz 12,1-2; Mt 16,21-27
Bracia i Siostry w Chrystusie!
Słowo Boże nie nawiązuje do postaci św. Grzegorza Wielkiego, papieża, którego wspomnienie liturgiczne wypada 3 września. To jednak co łączy Jeremiasza i Grzegorza to bardzo osobista, zażyła relacja z Bogiem, która znajdowała swoje odzwierciedlenie w relacjach z ludźmi. Oto bohater pierwszego czytania, prorok Jeremiasz pokłada ogromną ufność w Bogu. Jeremiasz mówi do Boga, że go „uwiódł” i pociągnął do bycia sługą twardego wieszczenia klęski, zapowiadania zniszczenia i katastrof jako następstw nieładu moralnego Żydów. Prorok ten miał bardzo trudne życie, zapowiadał zniszczenie Jerozolimy przez Asyryjczyków. Królowie, uczeni na dworze i ludzie wpływowi odrzucali jego przepowiadanie, mieli go dość, dążyli by go zniszczyć. Tymczasem prorok wypomina Bogu, że go poruszył swoją miłością i na swój sposób skazał na bycie człowiekiem klęski. On wie, że Bóg jest taką miłością, która choć pozostawia wolność, urzeka swoją mocą. I wobec spraw drogich sercu Boga nie można milczeć, gdy są one odrzucane przez człowieka. Prorok głosi konieczność powrotu do kultu jedynego Boga, do spełniania uczynków nie dla formy, ale z intencją miłości. W postaci Jeremiasza już jakoś widać pierwsze światełka tej pełni światła, którą przyniesie Chrystus. On wie, On zna, On rozumie, podobnie jak Jezus, że Jego przeznaczeniem jest głoszenie prawdy wbrew ludzkim pomysłom, prawdy niewygodnej o miłości nieprzyjaciół. Tak i Jezus ukocha prawdę, która zostanie odrzucona przez starszyznę, faryzeuszów i uczonych w prawie. Chrystus zapowiada niesienie swojego krzyża, na długo przed podjęciem przez Niego tego konkretnego krzyża rozumianego jako belka, na której odda życie dla naszego zbawienia.
Nie można powiedzieć, by papież Grzegorz był prorokiem klęski. Przeciwnie, można przyznać, że był to człowiek ewangelicznego sukcesu. Mimo wątłego zdrowia. Dlaczego? Ponieważ kochał Boga w ciszy i modlitwie. Kochał Boga w sprawiedliwości i miłosierdziu. Kochał Boga w uporządkowaniu liturgii i śpiewie. Kochał Boga w człowieku żyjącym tuż obok. Na potwierdzenie tych rodzajów konkretnego kochania należy przytoczyć, że Grzegorz zreformował pracę kurii rzymskiej; usunął z kurii i rzymskich parafii duchownych sprawujących swoje funkcje niegodnie, podniósł także posługę Kościoła wobec ubogich. Uzdrowił papieskie finanse oraz polepszył zarządzanie majątkiem, służącym realizacji dzieł miłosierdzia. Pracował nad zwiększeniem dyscypliny rzymskiego duchowieństwa, szczególnie w zakresie celibatu dla królestwa Bożego. Jemu zawdzięczamy chorał i msze gregoriańskie. W postępowaniu z heretykami, schizmatykami i zatwardziałymi poganami wzywał do wykorzystania wszelkich godziwych metod w celu zbawienia ich dusz. Zasłynął jako obrońca żydów, potępiał udzielanie im chrztu pod przymusem. Wzbudzał szacunek i uznanie prostotą obyczajów i pracowitością. Pozostawił obfity zapis swojej mądrości w kazaniach. Pisał wprost: „Wielu jest takich co słowami idą za Bogiem, ale obyczajami od Niego uciekają”. Grzegorz szedł za Jezusem niosąc swój krzyż ofiary. Kochał i został wielki.