Nabierzcie ducha

Trwa wędrówka przez serce i czas. Duch Święty prowadzi Kościół Chrystusa do domu Ojca. Z lampionem słowa Bożego wchodzimy w mroki życia, aby codziennie odnajdywać drogę. Oczekujemy Chrystusa, który przyjdzie w chwale z aniołami i świętymi. Nosimy mocną nadzieję na przyjście (ad ventus) Tego, który kiedyś narodziwszy się po cichu w Betlejem, oddawszy życie w samotności krzyża, trzy dni później okazał się Zwycięzcą nad śmiercią, grzechem i szatanem.

+Veni Sancte Spiritus! 1 niedziela Adwentu 28 listopada 2021.

Jr 33,14-16; Ps 25; 1 Tes 3,12-4,2; Łk 21,25-28.34-36

Bracia i Siostry w Chrystusie!

Po co nowy rok liturgiczny? Po co powtarzać te same czytania, celebracje, święta? Krótko mówiąc, dlaczego ta ciągła powtórka? Szukając wyjaśnienia w Katechizmie Kościoła znajdziemy takie stwierdzenia: „1168 Wychodząc od Triduum Paschalnego jakby od źródła światła, nowy czas Zmartwychwstania wypełnia swoją jasnością cały rok liturgiczny. Zbliżając się stopniowo, krok za krokiem, do tego źródła, rok zostaje przemieniony przez liturgię. Staje się on rzeczywiście „rokiem łaski Pana”. 1171 Rok liturgiczny jest rozwinięciem różnych aspektów jedynego Misterium Paschalnego. W sposób szczególny odnosi się to do cyklu świąt skupionych wokół misterium Wcielenia (Zwiastowanie, Boże Narodzenie, Objawienie Pańskie), które wspominają początek naszego zbawienia i komunikują nam pierwociny Misterium Paschalnego”.

Po tym dostojnym, ale dość mało konkretnym wyjaśnieniu spójrzmy na Boga bliskiego, który codziennie do nas w słowie przychodzi. Zatoczyliśmy koło i wracamy do pierwotnej świeżości słowa i znaków, które wyrażają naszą drogę do Boga i życia wiecznego. Rozpoczyna się nowy rozdział rocznej wędrówki uczniów Chrystusa przez słowo Boże, znaki i celebracje liturgiczne, które mają nam przybliżać bliskość miłującego Boga. Ledwie spiął się wczoraj ewangelią św. Łukasza kończący się rok liturgiczny „B”, a dzisiaj tę samą ewangelię, ten sam jej fragment z rozdziału 21 podaje nam Kościół jako strawę dla duszy. Czy to pomyłka? Nie. Chrystus, który przyjdzie w chwale jako Pan nad grozą zjawisk przyrodniczych jest tym samym Chrystusem, którego święte człowieczeństwo stało się faktem pod sercem Niepokalanej Dziewicy. Chrystus Pan kosmosu jest tym samym, którego Maryja i Józef nosili na rękach, karmili, zmieniali Mu pieluszki. Jest bliski. Bardzo bliski.

Bóg, który wszedł w czas ludzi jest największym świadkiem miłości. Czas jest dany, po to, aby kochać. Wszystko, każde moje działanie ma być motywowane miłością. Wszystko się do niej sprowadza. Poza miłością nic nie ma sensu. Jezus daje nam proste, ale bardzo ważne wskazanie: Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych, żeby ten dzień nie przypadł na was znienacka, (35) jak potrzask. Te trzy wymienione postawy wychodzą z tego samego korzenia grzechu, jakim jest brak wewnętrznej wolności do odpowiedzialnych wyborów. Świat niszczony przez skutki grzechu pierworodnego zapomniał, że miłość jest stałym, odpowiedzialnym wyborem. Bóg w Kościele przypomina mi, że oczekiwanie na koniec mojego życia nie jest końcem świata i upadkiem w nicość, ale przejściem w rozwijającą, radosną i nieskończoną miłość. Jezus udziela nam wskazówki: „(36) Czuwajcie więc i módlcie się w każdym czasie, abyście mogli uniknąć tego wszystkiego, co ma nastąpić, i stanąć przed Synem Człowieczym”. Czujność oczekiwania ma polegać na stałej gotowości uporządkowanego serca. Adwent zatem jest wezwaniem do remontu, a przynajmniej remanentu mojego wnętrza.

Słowo Boże nie pozostawia nas obojętne na to, co dzieje się w naszych czasach i w naszej Ojczyźnie. Widzimy przecież agresję fizyczną przy naszej granicy, dostrzegamy agresję kulturową na podstawowe pojęcia jak mąż i żona, ojciec i matka, mężczyzna i kobieta. Tym bardziej czujmy się przynagleni przez św. Pawła słowami, które usłyszeliśmy dzisiaj: „Pan (…) niech spotęguje miłość waszą nawzajem do siebie”. Adwent jest po to, by wszystkie siły zwrócić ku miłowaniu.

Dodaj komentarz