Nie mogę wziąć karabinu, by walczyć. Mogę ratować rannych jako sanitariusz. Wyznanie młodego amerykańskiego żołnierza Desmonda Dossa najpierw oburzało dowódców, a potem proroczo zaowocowało wyniesieniem z pola walki siedemdziesięciu pięciu żołnierzy, ciężko zranionych w bitwie o Okinawę. Ofiarność i odwaga Desmonda została nagrodzona Medalem Honoru.
+Veni Sancte Spiritus! 5 nd zw. B 7 lutego 2021
Mk 1,29-39
Bracia i Siostry w Chrystusie!
Dlaczego taki początek tej homilii? Ponieważ historia amerykańskiego chrześcijanina wydaje mi się bardzo daleką konsekwencją obrazu ewangelicznego, ukazanego nam dzisiaj przez św. Marka; jeśli miałbym dwoma słowami streścić dzisiejszą perykopę ewangelijną powiedziałbym tak: „walka o dusze”. Oto widzimy codzienne działania Jezusa, które stały się pewnym schematem po rozpoczęciu przez Niego misji zbawczej. Od rana do wieczora Chrystus znajduje się blisko ludzi, przede wszystkim nauczając o miłości Ojca, słuchając także ich pytań, błogosławiąc, uśmiechając się, podając kojące słowa i dłonie. Nie nadyma się wyniosłością, mówiąc niezbyt ładnie „nie gwiazdorzy”, bo dni przynoszą także napięcia i ciężary. Upływają bowiem również w ogniu polemik z faryzeuszami, w uzdrawianiu chorych, w wypędzaniu złych duchów.
Spróbujmy spojrzeć na plan zajęć Jezusa tego dnia, który upłynął Mu w Kafarnaum. Najpierw osobista modlitwa. Potem nauczanie w synagodze (pamiętamy z homilii zeszłej niedzieli, że wypędził z mężczyzny ducha nieczystego). Wędrówka do domu Piotra na obiad, ale najpierw uzdrowienie teściowej Szymona. Potem zapewne bliżej nieokreślony czas spoczynku poobiedniego, co w krajach śródziemnomorskich ze względu na gorąc jest koniecznością. Wieczór upływa pod znakiem modlitwy nad chorymi, uzdrawiania ich mocą Ducha Świętego, napełniania ich zdrowiem i nadzieją życia wiecznego. Mimo pewnego spokojnego rytmu, dzień Zbawiciela między ludźmi jest pełen dynamiki.
Spójrzmy nieco filologicznie, ale i matematycznie na tekst dzisiejszego fragmentu ewangelii: ile czasowników? Trzydzieści w zaledwie dziesięciu wersach! Ile cudów? Nie wiemy (tych widocznych jednoznacznie łamiących prawa fizyki było pewnie kilka, ale można przypuszczać, że znacznie więcej było cudów moralnych czyli nawróceń, znanych tylko Bogu i nawróconemu). Ile imion? Cztery imiona Apostołów. Ile osób? Niewspółmiernie więcej, zważywszy na to, że teściowa Szymona nie została wymieniona z imienia, pojawiają się inni apostołowie określeni jako towarzysze, ale co rusz pojawiają się zaimki ilościowe Wielu, wiele, wszyscy. Jeśli można wywieść jakiś wniosek będzie on taki: Jezus bliski ludziom pracuje dla nich całym sobą, walczy o prawdę w ich życiu, walczy o miłość do Boga w ich sercach.
Pomimo tego natłoku osób i spraw najważniejszym rodzajem aktywności Jezusa pozostaje modlitwa. (35) Nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił. Dzień naszego Pana kończy się ciężką walką o wolność ludzi od grzechu i przywrócenie niektórym zdrowia fizycznego. Poranek rozpoczyna się słuchaniem Ojca w odosobnieniu, napełnianiem się mocą Ducha Bożego. Jak każdy żydowski mężczyzna Jezus modli się półgłosem, zapewne psalmami. Tak to wygląda z zewnątrz i tak widzi to Piotr i uczniowie, którzy przekazują mu szczerze: Wszyscy Cię szukają. Modlitwa Jezusa dokonuje się w ciszy, samotności, ruchach serca bardziej niż ruchu nóg i ramion. Dokonuje się nade wszystko w relacji Syna do Ojca. Te dwa momenty modlitwy warto sobie przyswoić: cisza odosobnienia i prostota dziecka.
Wracając do historii żołnierza Desmonda Dossa, trzeba uznać jedno: ten wyznawca Chrystusa, z noszami zamiast karabinu ratuje innych na polu bitwy; czyni to nieustannie modląc się i czerpiąc siłę z miłości do Boga. Jego historię oddał znakomity film Mela Gibsona pt. „Hacksaw Ridge” czyli Przełęcz Ocalonych. Modlitwa jest najmocniejszym orężem w naszym życiu. Serce jest bowiem pierwszym miejscem walki o to, bym pozostał dzieckiem Bożym. Nigdy nie składaj broni!