Dziecko Boże Wincenty

 

Paryskie ulice sennie opustoszałe. Tam i ówdzie słychać już pianie koguta. W ciszy poranka widać samotną postać przygarbionego księdza. Jego twarz poorana bruzdami, usta szepczą modlitwę. Podchodzi przed kamienne schody prowadzące do kościoła. Podnosi zawiniątko w kocyku. Zabiera czule niemowlę podrzucone przez matkę, która wstydziła się wychować dziecko jako panna. Kolejne ocalone przed aborcją, trafi do przytułku.

+Veni Sancte Spiritus! 26 Nd zw A

Mt 21,28-32   27 września 2020

Bracia i Siostry w Chrystusie!

Dzisiejsza niedziela zbiega się z liturgicznym wspomnieniem Św. Wincentego a Paulo.
To właśnie ten francuski kapłan w pewnym etapie swojego życia miał zwyczaj rannego obchodzenia ulic Paryża. Zabierał tzw. podrzutki, czyli maluszki pozostawione przez niedojrzałe,
a biedne kobiety. Ludzie mówili, że kieszenie sutanny ks. Wincentego były stale oberwane, bo tam składał większe dzieci. Nie pomstował nad zepsuciem moralnym, nie darł włosów z głowy, nie podnosił głosu
z oburzenia. Zbyt wiele w swoim życiu widział ludzkiej podłości i doświadczył osobiście pogardy, by się czemuś jeszcze dziwić. Przecież, gdy jako kapłan znalazł się na galerach, tam pośród więźniów wiosłujących
i skutych łańcuchami siedząc pośród nich niejednokrotnie sam otrzymał smagnięcie biczem od nadgorliwych żandarmów. Może nas zastanawiać: skąd w tym dość drobnej postury księdzu tyle moralnej siły
i zdolności do uczynków miłosierdzia? Odpowiedź tkwi w słowach dzisiejszej ewangelii, a konkretnie w jednym słowie. „Dziecko”. Aby kochać w cierpieniu, aby darować siebie i zapomnieć o sobie dla ratowania bliźniego trzeba uznać się za dziecko Boga.

Ewangelijna opowieść jest ilustracją miłości Boga do ludzi. Stwórca kocha stworzenie. Człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boże poprzez rozumność i wolność. Stwórca prosi stworzenie o podjęcie działania w jego ogrodzie życia. Ziemia jest gospodarstwem Boga, który zaprasza ludzi do współgospodarzenia. „Dziecko, Idź dzisiaj i pracuj w winnicy!”. Miłujący Ojciec wyznacza ukochanemu synowi drogę spełnienia się w życiu. Wskazuje zadanie, daje uprawnienie, udziela sił. Wreszcie to, co najwspanialsze: pozostawia wolność. Liczy, że pierwszy z synów otworzy się dojrzale na to ojcowskie wskazanie, że mu zaufa
i je podejmie. Pierwszy syn z przypowieści pozoruje posłuszeństwo, daje słowo, które jednak łamie przez swoją bierność i brak podjęcia działania.

Poznałem kiedyś pewnego chłopaka, który już z wyglądu był groźny. Przynależał do subkultury punk, co wyrażał swoim uczesaniem, strojem, butami. Przyjechał na jeden wieczór odwiedzić swoją siostrę na rekolekcje oazowe, które przeżywaliśmy w górach. Jego siostra o oczach błękitnych i uśmiechu anielskim. On – ponurak, przed którym mnie ostrzegali, żeby go przypadkiem nie zapraszać do zabawy na naszym wieczorze. Taki kontrast serdecznej i miłej dziewczyny oraz jej oschłego, groźnego brata pozostał mi w pamięci. Okazało się po latach, że chłopak uwierzył, że Bóg go kocha. Dotarło do niego, że Bóg chce jego szczęścia, a nie smutku. Przeżył głębokie nawrócenie, ożenił się, mają dzieci. Stał się ewangelizatorem, który z radością dzieli się doświadczeniem swojej wiary.

Wiele wskazuje na to, że drugi syn z przypowieści nie chciał żyć relacją swego dziecięctwa wobec ojca. Być może znosił z upokorzeniem to, że ojciec nazywa go dzieckiem i szybko się buntował. Słowo „Nie” wypowiedziane do ojca nie zaskoczyło nikogo w rodzinie. A jednak, poszedł do winnicy i podjął pracę. Dlaczego? Bo choć emocje wyprzedzały rozum, kochał ojca i wiedział, że on mądrze gospodarzy. Opamiętanie jest jednym z imion nawrócenia. Buńczuczność była pozą, wewnątrz serce wiedziało, że ojciec kocha i z miłości prosi o pełnienie Jego woli.

Św. Wincenty a Paulo stał się dzieckiem Boga, bo kochał Syna Bożego. Jeśli naprawdę chcemy kochać Boga trzeba ciągle chcieć być Jego dzieckiem.

Dodaj komentarz