Dwoje małżonków cieszy się, że mają dziewiętnaście dzieci. Kiedy ludzie pytają tych szczęśliwych rodziców czym się kierują w wychowaniu, ci wyjaśniają, że stosują m. in. taką zasadę: gdy mówisz do dziecka, staraj się, aby dziewięć razy go pochwalić, a raz skarcić.
+Veni Sancte Spiritus! 23 Nd zw A
Mt 18,15-20 6 września 2020
Bracia i Siostry w Chrystusie!
Czasem są takie sytuacje, gdzie nie ma okazji najpierw dziewięć razy pochwalić a potem skarcić. Ostra krzywda bliźniego domaga się rychłej interwencji. Trzeba napomnieć. Niemniej jednak mądrość wspomnianych rodziców polega na stałej pracy dobrym słowem: proporcja dziewięć na dziesięć – dobre słowa, pochwały, uznania czy wdzięczności dziewięć razy częściej niż słowo napomnienia. Niekiedy wobec błędnych czy wprost złych zachowań dziecka trzeba reagować krytyczną uwagą, napomnieniem, może nawet karą. Nie można udawać, że wszystko jest dobrze, gdy ktoś mniej lub bardziej świadomie czyni zło. Kto kocha, będzie szukał takich słów, aby budowały prawość dziecka. Gdy dziecko zgrzeszy, słowo ojcowskiego czy macierzyńskiego napomnienia nie będzie dla niego szokiem, ale ważną korektą.
Zbawiciel podaje dzisiaj cztery stopnie ewangelicznego upomnienia. Pierwszy jest ten, iż jeśli cudzy grzech mnie rani, rozmawiam z tym człowiekiem w cztery oczy. Być może ciężko będzie spotkać się tym czterem oczom w spojrzeniu, bo ktoś będzie zawstydzony albo zasmucony, ale rzecz ma się dokonać w dyskrecji. Na osobności. Nie przed wszystkimi mówić o swoim żalu czy bólu spowodowanym we mnie przez mojego rozmówcę. Jest szansa, że takie spotkanie, zabezpieczone przed rozgłosem doprowadzi do uznania swego złego działania, skruchy, wynagrodzenia, szczerego pojednania. Życzliwa i serdeczna rozmowa jest przekazem, że ja dostrzegam zło, mówię ci o tym, iż jesteś jego sprawcą, proszę, byś to uznał, proszę, byś tak nie robił więcej.
Chrystus jest realistą. Żyje od wielu lat między Galilejczykami, widział i słyszał niejedno. Ma świadomość, że niektórzy grzesznicy mimo napomnienia w cztery oczy nie uznają swej winy, wyprą się, albo przerzucą winę na innych (może i samego napominającego). Dlatego podaje drugi stopień. Weź bliskiego ci człowieka (albo dwóch) i pójdźcie razem jeszcze raz zwrócić uwagę na grzeszne zachowanie bliźniego. Jeśli upór czy niechęć wysłuchania są tak duże, iż nie przynoszą skruchy, powiedz o problemie wobec wspólnoty. To trzeci stopień twojego działania. Czwarty jest ten, gdy człowiek będzie zamknięty na wspólnotę: przyjmij go miarą poganina i celnika tj. nazwij, że jego zachowanie jest nie do przyjęcia, ale ogarniaj go modlitwą i przebaczeniem twojego serca. Jezus mówi o modlitwie dwóch albo trzech. Wspólnota ma się modlić o nawrócenie. Siła wspólnej modlitwy jest w tym wypadku większa niż jednej osoby, co przecież nie polega na większej głośności tylko na jedności kilku serc odpowiedzialnych za wyzwalanie innego człowieka z grzesznego zachowania. W napomnieniu chodzi bowiem nie o to, aby drugiego człowieka poniżyć, ale aby mu pomóc.
Ewangelijna historia męczeństwa św. Jana Chrzciciela powtórzyła się w Anglii. Biskup Jan Fiszer napominał króla Henryka VIII, iż żyje z kochanką Anną Boleyn. Król kazał go ściąć. Głowę zaniesiono królewskiej metresie. Miała wtedy powiedzieć: „Czy to jest ta głowa, która tak często przemawiała przeciwko mnie? Już więcej nie będzie!” Spoliczkowała głowę męczennika kalecząc się równocześnie. Rana nie goiła się wiele dni, a blizna pozostała do końca jej życia w 1536 roku, gdy Anna Boleyn sama stanęła na szafocie z rozkazu króla, z którym pogwałciła zasady moralne.
Nim pójdę kogoś napomnieć za jego grzeszne działanie względem mnie, trzeba pomyśleć, czy ja nie mam na sumieniu krzywdy innych. Co z tym zrobiłem? Czy prosiłem o przebaczenie? Jeśli tak, mogę spokojnie iść powiedzieć o swoim smutku komuś, kto mnie skrzywdził i zachęcić do przemiany życia. Bardzo to trudna ewangeliczna lekcja, ale pamiętajmy, że to, co kosztuje, stanowi o wartości (św. Jan Paweł II. Jasna Góra, 18.06.1983).