Przeglądałem niedawno książkę w pewnej księgarni. Przymierzałem się do zakupu. Wertowałem. Natrafiłem na stwierdzenie pewnego mężczyzny; mówił, że błagał swojego kolegę nadużywającego alkoholu, aby go Bóg bronił od dalszego picia. Nie było by w tym czegoś dziwnego, ale ów mężczyzna wyraził się w taki sposób: „aby Bóg, w którego zresztą nie wierzę, bronił go od picia”. Odłożyłem książkę na półkę. Bardzo nie lubię pogardy i pajacowania.
+Veni Sancte Spiritus!
Pwt 6,2-6; Ps 18; Hbr 7,23-28; Mk 12,28b-34 31 nd zw rok B 3 listopada 2024
Bracia i Siostry w Chrystusie!
Dlaczego tutaj i teraz ta moja powyższa refleksja? Co to ma wspólnego z dzisiejszym słowem Bożym? Nim odpowiem spójrzmy na ludzi, którzy otaczają Jezusa, spotykają się z Nim i chcą z Nim rozmawiać. Od Dan do Ber Szeby, czyli przez całą długość Palestyny zamieszkiwanej przez Żydów, Samarytan, Galilejczyków i inne grupy etniczne rozchodziła się wieść, że jeden Człowiek z Nazaretu mówi o miłości, ostrzega przed nienawiścią, czyni miłość czyli napełnia nadzieją, przedstawia Boga jako kochającego Ojca, uczy modlitwy, a także uzdrawia, a nawet wskrzesza. Czyni to nie dla zysku, bo pieniędzy nie bierze. Działa tak, bo mówi, że został posłany przez Ojca. Mówi o miłości, jako podstawowym znaku rozpoznawczym tych, którzy pragną być szczęśliwi zgodnie z wolą Ojca. Warto nadmienić, że w Izraelu za czasów Jezusa nie było ateistów, albo półgłówków szydzących otwartym tekstem z Boga. Wizja życia była prosta; jest Bóg, z którym nawiązujesz mniej lub bardziej osobistą relację przez modlitwę i wierność przykazaniom Bożym. W Boga nie wierzyli tylko tacy, którzy nie mieli wystarczającego używania rozumu czyli osoby psychicznie chore, ale nie wynikało to z ich złej woli, lecz braku sprawności umysłu.
Uczeni w Piśmie byli ludźmi szczególnej pracy rozumu w rozeznawaniu słowa Boga. Dzięki znajomości Pisma sądzili, że lepiej Boga znają i kochają. To właściwy i logiczny wniosek. Jeśli czytasz Pismo Święte, masz znacznie większą szansę nie tylko Boga poznać, jaki jest naprawdę, ale pokochać Go i przyjąć Jego wybory dla własnego życia. Taka postawa ma istotny wpływ na motywację mojego życia wiarą. Ktoś, kto sięga po światło, dostrzega drogę i może spokojnie, bez wahań i lęków stawiać kroki we właściwym kierunku.
Jeden z uczonych w Piśmie podchodzi do Jezusa. Staje przed Nim. Jest inny niż dotąd przedstawiani rozmówcy Jezusa. Po pierwsze, dlatego, że jest przedstawicielem środowiska religijnego, współczłonkiem pewnej grupy bardzo pewnej siebie i dumnej przez szczególną znajomość Pisma Świętego. Osoby te zwykle nie dialogują z prostaczkami na placu czy ulicy miasteczka. A ten… Owszem. Po drugie, ten człowiek jest dysponentem sprawnego umysłu oraz wolnego i tęskniącego za prawdą serca. On zadaje pytanie Jezusowi, bo naprawdę chce się dowiedzieć, co Jezus sądzi o Bożym prawie; ta opinia będzie dla niego znacząca. Choć sam jest osobą głęboko wierzącą, pragnie dzięki słowu innego Człowieka, rozmiłowanego w Bogu poznać niewidzialnego Boga jeszcze bardziej, skorygować swoje wyobrażenia o Bogu, jeszcze właściwiej Go kochać. Uczony w Piśmie mówi o Bogu prawa, ale sam przedstawia Go jako Boga miłości, gdzie prawo jest drogą do miłości, nie służy samo dla siebie. W zasadzie ten uczony w Piśmie mówi to, co najważniejsze, a Jezus tylko to z uznaniem potwierdza. Dla mnie osobiście ten fragment ewangelii pokazuje nie tylko żywą wiarę, ale i kulturę słowa oraz szacunek, czego tak dzisiaj brakuje niektórym rzekomym ateistom. Dziękuję, Jezu za łaskę wiary.