Mówią, że miłosierdzie jest postawą trzykrotnej otwartości: najpierw człowiek ma otwarte oczy, aby widzieć komu pomóc; potem człowiek ma otwarte ręce, aby gotowe były nieść pomoc, wreszcie człowiek ma otwartą kieszeń, gdy jest potrzebne wsparcie finansowe. A początkiem tej miłosiernej otwartości jest wrażliwość serca, które w potrzebującym człowieku dostrzega bliźniego.
+Veni Sancte Spiritus! 15 niedziela C 10 lipca 2022
Pwt 30,10-14; Ps 69; Kol 1,15-20; Łk 10, 25-37
Bracia i Siostry w Chrystusie!
Wezwanie do miłości bliźniego. Tak można by nazwać wspólny mianownik dzisiejszych czytań mszalnych. Najpierw Mojżesz w Księdze Powtórzonego Prawa pokazuje dwie drogi błogosławieństwa i przekleństwa, które człowiek w swej wolności może wybrać. Takie są przykazania Boga, ostrzec przed złem i wskazać dobro; nie są zewnętrznym zbiorem przepisów, obcym człowiekowi. Stwórca zapisał je w ludzkim sercu i człowiek jest zdolny odczytać je wewnętrznie. Polecenie to nie przekracza twych możliwości i nie jest poza twoim zasięgiem (Pwt 30,11). Posłuszeństwo przykazaniom Boga jest znakiem miłości.
W psalmie 69 jego autor zawodzi z bólem: Wyrwij mnie z bagna! Wody piekielne, fale śmierci zalewają go. To obraz potężnej pokusy do grzechu. Dramat odbiera człowiekowi nadzieję. On wykrzykuje swoje SOS do Boga, który wysłuchuje biednego. Człowiek doświadcza miłosierdzia.
Słyszymy dzisiaj w hymnie św. Pawła do Kolosan o Chrystusie; jego przesłaniem jest, iż Jezus Chrystus jest jedynym prawdziwym Bogiem, który przyniósł zbawienie światu. To nie natura i nie świat rządzą ludzkim losem, ale Bóg, który jest ich Stwórcą. Cały ten hymn zawiera wiele ogromnie istotnych stwierdzeń. Ograniczę się do jednego: Jezus jest obrazem Boga niewidzialnego. Jak Niewidzialny może mieć obraz? Ano, może. Jezus jest Nowym Adamem, nowym Człowiekiem, bo Adam po hebrajsku znaczy człowiek. Jezus przywraca Boży obraz w człowieku, utracony przez grzech pierwszego Adama. Jezus jest obrazem Boga niewidzialnego.
Ewangelia mówi o człowieku dojrzałym. Człowieku, w którym człowieczeństwo czyli synostwo Boże dojrzało do świętości. Nie znamy jego imienia i nazwiska. Wiemy tylko, że jest Samarytaninem. Pochodzi z plemienia, które jest mieszaniną Żydów i ludów przesiedlonych przez Asyryjczyków na te ziemie, między którymi doszło do asymilacji. Ludność ta odeszła od wierzeń żydowskich, zbudowali własną świątynię na górze Gerazim koło Sychem. Żydzi i Samarytanie unikali się wzajemnie. Słowo „bliźni” dla Żydów oznaczało drugiego Żyda i nikogo więcej. Tymczasem Jezus pokazuje, że bliźni to każdy człowiek, niezależnie od narodu czy rasy, którego należy miłować. Jedynie miłość bliźniego prowadzi do życia wiecznego. Miłość bliźniego, czyli człowieka bliskiego w zasięgu moich uczynków. Kapłan i lewita – prawowierni Żydzi w pobitym nieszczęśniku widzieli tylko kłopot i wydatki. Samarytanin zobaczył w nim potrzebującego człowieka. Konieczność ratowania życia oddaliła na dalszy plan wszystkie uprzedzenia. Miłosierdzie okazało się lekarstwem na wrogość dzielącą ludzi. Samarytanin jest święty, jest obrazem Boga, bo czyni miłosierdzie. Spójrzmy na krakowskiego Świętego specjalistę od miłosierdzia, Brata Alberta. W 1903 roku młody malarz Jan Skotnicki, wspominał, że gdy siedział na Plantach z Jackiem Malczewskim i Włodzimierzem Tetmajerem przyszedł do nich Brat Albert. Skotnicki zadał mu pytanie:
– Bracie proszę mi szczerze odpowiedzieć. Wiem, że brat szukał szczęścia w wojaczce, w walce o Polskę. Wiem, że brat szukał ukojenia w nauce, sztuce. Czy nareszcie, w tym habicie, Brat znalazł to, czego pragnął? Brat Albert się roześmiał, położył swą rękę na dłoni Skotnickiego i patrząc w oczy odpowiedział:
– Mam schroniska i stowarzyszenia moich braci w Krakowie, Tarnowie, we Lwowie, w Zakopanem. Rozdałem w tym roku 20 tysięcy bochenków chleba, 12 tysięcy porcji kaszy, daję nocami dach nad głową setkom tych, którzy go nie mają. Niech ci bracie to służy za odpowiedź… (Z. Podlejski. Święci nieświęci. Kraków, 2005 . s 135-136). Nie musisz być albertynem, by miłować.