„Starość się Panu Bogu nie udała”. Czasami słyszymy taki pozornie mały przytyk wobec Boga. Zdanie podwójnie fałszywe: najpierw dlatego, iż zakłada, że Bóg jest Stwórcą starości i – konsekwentnie – śmierci. Dalej dlatego, że zakłada błędy Boga w dziele stworzenia w tym sensie, że doskonałemu Stwórcy coś się może „nie udać”.
+Veni Sancte Spiritus! 8 niedziela zwykła roku C
Syr 27, 4-7; Ps 92; 103; 1 Kor 15,54-58; Łk 6,39-45 27 lutego 2022
Bracia i Siostry w Chrystusie!
Bóg jest miłującym Stwórcą. Bóg jest też miłującym Synem, który podjął wolę Ojca, by odkupić ludzi. Bóg jest wreszcie miłującą odpowiedzią Syna na wezwanie Ojca, a ta Odpowiedź jest Duchem Świętym. Jeden jest Bóg, ale w Trzech, którzy nie są bogami, lecz osobami. Bóg jest widzeniem piękna i dzieleniem się tym obrazem. Stworzyciel prowadzi do szczęścia wiecznego poprzez miłującego Syna, prawdziwego Boga i prawdziwego Człowieka. Dlaczego takie fundamentalne stwierdzenia? Ponieważ w świecie grzechu trzeba nieustannie zaczynać od prawdy.
Dzisiejsze słowo Boże mówi o wrażliwości na prawdę o swoich motywach i wyborach czyli o prawości sumienia. Mędrzec z księgi Syracha wskazuje, by chwalić człowieka po wypowiedzi, ale jeszcze bardziej po skutkach jego działania. Św. Paweł w liście do Koryntian mówi, że przyszłość w Chrystusie zweryfikuje całe stworzenie, że to, co śmiertelne przyodzieje się w nieśmiertelność. To, co dzisiaj pozornie słabe i małe, ale ze szczyptą prawdy i miłości, kiedyś okaże się mocne i wielkie, gdy nadejdzie ostateczne Królestwo Boga.
Ewangelia przedstawia obraz nawrócenia samego siebie, które zaczyna się od dostrzegania w sobie błędów i grzechów. Takie stanięcie w prawdzie prowadzi do „wyjęcia belki z własnego oka”. Prawda o sobie wyzwala i uzdalnia, by komuś, u kogo widzi się „drzazgę w oku” wyjąć ją z czułością. Dzisiejsze przesłanie ewangelijne ukazuje nam konieczność osobistego nawrócenia jako szczepionki na obłudę. Tylko samokrytycyzm w świetle Bożych przykazań konserwuje sumienie. Bez dostrzegania swoich zaniedbań i błędów nie jesteśmy w stanie samemu iść we właściwym kierunku, a co dopiero pomagać iść tym, których nam powierzono. Im bliżej Chrystusa, tym większe światło. Im większe zapatrzenie na Pana, tym bardziej poprawny kurs naszej wędrówki.
Starożytny pisarz chrześcijański św. Grzegorz z Nyssy ujął sprawę patrzenia w miłości na \Jezusa takimi słowy: „Podobnie jak człowiek zewsząd otoczony światłem nie patrzy w ciemność, tak też jest niemożliwe, aby ten, kto kieruje swe spojrzenie ku Chrystusowi, mógł je zatrzymać na jakiejś marności. Ktokolwiek więc „ma oczy w głowie” – przez głowę rozumiem początek i zasadę wszystkiego – ten wpatruje się w Najwyższe Dobro, to znaczy w Chrystusa, który jest najwyższym dobrem i pod każdym względem nieskończonym. Taki człowiek wpatruje się w prawdę, sprawiedliwość, nieskazitelność – wpatruje się we wszelkie dobro. „Mędrzec ma oczy w swej głowie, a głupiec chodzi w ciemnościach”. Kto nie stawia światła na świeczniku, ale je skrywa pod łóżkiem, zamienia swoje światło na ciemność.
Inny Ojciec Kościoła, św. Maksym Wyznawca dopełnia tę myśl słowami: „Kto miłuje Boga, ten ponad wszystkie Jego stworzenia stawia poznanie i wiedzę o Nim; ku Niemu także zwraca się ustawicznym pragnieniem i miłością swojej duszy. Ponieważ wszystko, co istnieje, zostało stworzone przez Boga i dla Boga i ponieważ Bóg jest o wiele doskonalszy od rzeczy, które stworzył, dlatego każdy, kto się odwraca od najdoskonalszego Boga i zwraca ku marnościom, okazuje, iż mniej sobie ceni Boga od rzeczy przezeń stworzonych”.
Przed laty niewidomy murzyński piosenkarz Stevie Wonder śpiewał piosenkę o swojej córeczce rytmicznie powtarzając słowa Isn`t she lovely?. Jeśli w naturalnej, ojcowskiej miłości można pokonać przeszkodę braku wzroku, tym bardziej możemy kochać siebie i bliźniego oczyszczając oczy naszego serca z błędów i grzechów. Masz Chrystusa przed sobą czy z boku?