Nie boję się młodych ludzi siedzących w ciszy kościoła w tylnej ławce. Zamyślonych. Zapatrzonych na krzyż, tabernakulum, albo wpatrzonych w świetlistą przejrzystość witraży. Odpoczywam wtedy; przeżywam rekreację widząc zamyśloną twarz mężczyzny czy kobiety pogrążonych w osobistej modlitwie. Mam bowiem świadomość, że spotykają się w przestrzeni swego wnętrza z Jego Twórcą, a spotkawszy miłość Ojca powierzają Mu uporządkowanie wszystkiego, co się tam znajduje.
+Veni Sancte Spiritus!
Mdr 7,7-11; Ps 90; Hbr 4,12-13; Mk 10,17-30 28 nd zw rok B 13 października 2024
Bracia i Siostry w Chrystusie!
„Jak mogę dojść do królestwa Bożego?” – pytanie zadanie przez młodzieńca z dzisiejszej ewangelii jest odwiecznym wezwaniem, które w różnych czasach i miejscach stawiają sobie młodzi ludzie każdego pokolenia. Przy czym warto zaznaczyć, że to pytanie jest już nieco trudniejsze, bo postawi je człowiek, który odkrył bliskość Boga i chce nie zgubić adresu, na którym napisano: „Niebo”. Wcześniejsze i bardziej uniwersalne wersje takiego poszukiwania wyrażają się pytaniami: „Jaki jest sens życia? Jaki jest mój ostateczny cel i jak mogę go osiągnąć?”.
Od pierwszych zdań Księgi Mądrości słowo Boże oświetla nam wartość mądrości jako cnoty moralnej, która uzdalnia do poszukiwania i odnajdywania prawdy. Nigdy zatem dość przypominania, że sama wiedza nie jest mądrością. Nabyte wiadomości, czy uzyskane wyższe wykształcenie absolutnie nie oznaczają jeszcze mądrości w sensie biblijnym. Ta bowiem przychodzi dopiero w prawym życiu, ta staje się, jest dynamiczna, gdy człowiek otwiera się na relację z Bogiem i pozostaje wierny jego wskazaniom.
Dlaczego mądrość ma taką wartość? Pisarz natchniony natęża skalę jej znaczenia, gdy mówi, że jest mu droższa niż berła i trony, a złoto przy niej jest jak garść piasku, srebro zaś może być poczytane za błoto. Mądrość jest decyzją w świetle prawdy. Jest realizacją dobra. Jest świętem prawdy. Nie jest iluzją, która być może bardzo atrakcyjna i efektowna wyraża fałsz. Gdy opadnie siła wrażenia, iluzja pozostawi człowieka w smutku, zamieszaniu i wstydzie.
Słowo Boże jest zaś, jak pisze autor listu do Hebrajczyków, ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny. Ono wyzwala z gry pozorów, w jakie wprowadza nas pokusa jako elegancka reklama grzechu. Wszystko odkryte jest i odsłonięte przed oczami Tego, któremu musimy zdać rachunek.
„Pewien człowiek” z dzisiejszej ewangelii tęskni za sensem życia z Bogiem. Traktuje przykazania na serio. Zjawia się przed Jezusem, bo znalazł Go słysząc o Nim niesamowite historie, wskazujące, że to Człowiek na wskroś Boży. Przybiega i upada przed Jezusem na kolana tzn. oddaje Mu hołd, z szacunkiem nazywa Go Mistrzem. Jezus nie zaprzecza, że jest dobry, przekierowuje myślenie młodego człowieka na odpowiedzi dotyczące tęsknoty jego serca, które mieszczą się w przykazaniach Bożych. Mężczyzna potwierdza, że nimi żyje. Jezus patrzy na niego z miłością bezinteresowną (AGAPE) i zaprasza, by sprzedał wszystko, rozdał ubogim, a nabędzie skarb. Młody nie potrafi. Zasmuca się. Odchodzi… Pieniądze ciągle są jego fundamentem bezpieczeństwa. Nie pieniądze same w sobie, ale przywiązanie do nich. Warto spojrzeć na moje wydatki, ile daję prawdziwie potrzebującym, w puszce św. Antoniego po cichu, bez zdjęć na FB? Ile czerpię wolności ze studni modlitwy i uczynków miłosierdzia?