Podniósł ją ująwszy za rękę, a opuściła ją gorączka

 

Właściwie zakończył się już okres wizyty duszpasterskiej zwanej w naszej tradycji kolędą. Czas odwiedzania parafian w ich mieszkaniach przez kapłanów; wspólna modlitwa, błogosławieństwo, pokropienie mieszkańców i domu wodą święconą, ucałowanie krzyża. Taki standardowy ryt katolicki, po którym może dojść do rozmowy. O czym? Właśnie. O co w tym wszystkim chodzi?

+Veni Sancte Spiritus! 5 nd zw rok B 4 lutego 2024

Hi 7,1-4.6-7; Ps 147; 1 Kor 9,16-19.22-23; Mk 1,29-39

Bracia i Siostry w Chrystusie!

Kiedy myślę o kolędzie jako wizycie duszpasterskiej mam świadomość, że jako uczeń Jezusa idę w Jego Imię do katolików. Mamy zasadę, którą jasno stawiał ks. kard. Karol Wojtyła – św. Jan Paweł II – gdy był jeszcze arcybiskupem Krakowa: „Idziemy tam, gdzie nam otworzą”. Wchodzimy tam, gdzie gospodarze wykazali wolę zaproszenia do swego mieszkania. Otworzyli drzwi. Dla kogo? Dla księdza, którego być może widzą pierwszy raz (z różnych przyczyn)? Nie, dla Chrystusa w księdzu. Gdy przekraczam próg czyjegoś domostwa jako kapłan na wizycie duszpasterskiej, chwalę Pana Boga: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!” Z reguły nie czekam aż ktoś mnie tak przywita, ale jasno określam siebie kim jestem i w czyjej misji tu się znalazłem: misja chwalenia Boga. Nie zachwalania, ale wspólnego ustawienia celu; jesteśmy katolikami, aby chwalić Boga na wieki. Dzisiaj w tym mieszkaniu następuje pewien moment zatrzymania się na modlitwę i rozmowę w drodze do ostatecznego chwalenia Boga w niebie.

Miejsce spotkania to zwykle pokój gościnny, gdzie na stole stoi krzyż, obok zapalone świece, talerzyk z wodą święconą, czasem Pismo Święte, niekiedy zeszyt szkolny. Gdy brakuje tych przynajmniej dwu pierwszych elementów, rozeznaję, że domownicy nie bardzo wiedzą o co chodzi z tą kolędą. Pozostaje szansa, że klęcząc i modląc się wejdą w przestrzeń pewnego braterskiego spotkania, wszak wszyscy staramy się ciszej lub głośniej wypowiadać słowa modlitwy „Ojcze nasz”, a potem dziecięce i synowskie „Zdrowaś Mario”, wezwanie św. Józefa, św. Jadwigi Królowej, św. Jana Pawła II. Gdy kończę błogosławieństwem domowników i ucałowaniem przez nich Krzyża Świętego wiem, że teraz powoli staniemy w prawdzie, czego tak naprawdę gospodarze oczekują po tym spotkaniu. Zwykle staram się zainicjować rozmowę pytaniem otwartym: co dobrego u państwa słychać, w waszym małżeństwie, w rodzinie? Czym się podzielicie w zakresie wiary? Kiedy po pierwszym odkodowaniu tego pytania gospodarze mówią: „Nie można narzekać”, wiem, że rozmowa się nie zaczęła i niewiele z niej będzie. Kiedy gospodarze mówią, że dziękują, bo są zdrowi i takie czy inne sprawy się zdarzyły, wiem, że jest szansa na wejście w dobrą wymianę myśli. I mógłbym jeszcze wiele pisać o swoim podejściu i przeżywaniu tegorocznej kolędy, ale poprzestanę na ostatnim stwierdzeniu. Staram się słuchać ludzi, patrząc im w oczy i mówiąc w sercu: „Przyjdź Duchu Święty!”. Chcę, aby to, co się tutaj dzieje było szukaniem prawdy, czasem trudnej i bolesnej o gospodarzach albo ich bliskich. Chcę, by to było uświęcone i ustawione na Chrystusa.

Gdy Jezus opuścił synagogę, w której właśnie egzorcyzmował człowieka, poszedł do domu Szymona Piotra. Tam pochylił się z czułością nad teściową swego ucznia. Leżała obolała, gorączkowała. Być może padła ofiarą malarii, która w tamtych czasach była przyczyną wysokich gorączek i mogła zagrażać życiu. Była tak słaba, że nie mogła spełnić wymogów gościnności. Jezus ujął kobietę za rękę i podniósł ją (św. Marek użył tego samego słowa, które potem użyje w odniesieniu do zmartwychwstania Jezusa – Mk 16,6). Kobieta zaraz podejmuje się posługiwania, czyli poświęca siebie służbie Jezusowi. Oto właściwa odpowiedź człowieka na doświadczenie uzdrawiającej mocy Chrystusa. Teściowa Piotra daje początek sporej liczbie nowotestamentalnych postaci kobiet, które służą.

Jezus pierwszy „kolędował” w domu Piotra. Złożył praktyczną wizytę duszpasterską. Jak Go nie kochać za to, że idzie między „lud ukochany dzieląc z nim trudy i znoje”?

Dodaj komentarz