Dochodziła godzina 15.00. Sięgnąłem po różaniec do kieszeni i rozpocząłem odmawiać koronkę do Bożego Miłosierdzia i wówczas zobaczyłem Kasię spadającą w przepaść. Zdążyłem tylko krzyknąć na całe góry „Boże, Ratuj!”. Był trzask, jeden, drugi, trzeci, a na końcu śmiertelna cisza. Ktoś nieśmiało zawołał: „Kasiu, żyjesz?”. Nikt się nie odezwał. Na dół zszedł nasz przewodnik, który – jak później opowiadał – ze zdumieniem stwierdził, że ona żyje. Mało tego, siedziała nad brzegiem strumienia górskiego. Sama też wydostała się z wody. Tak wypowiedział się o zdarzeniu ks. Andrzej Tuszyński, który opiekował się grupą młodzieży podczas obozu wypoczynkowego. Do zdarzenia doszło 19 lipca 2012 roku na Słowacji.
+Veni Sancte Spiritus! Niedziela Miłosierdzia Bożego 16 kwietnia 2023
Dz 2,42-47; Ps 118; 1 P 1,3-9; J 20,19-31
Bracia i Siostry w Chrystusie!
Katarzyna Stępień, wolontariuszka radomskiego Centrum Młodzieży „Arka”, przeżyła wypadek w słowackich górach na terenie Parku Narodowego Słowacki Raj. Dziewczyna spadła z wysokości 45 metrów. W słowackim szpitalu lekarze byli zdumieni, że nie odniosła żadnych obrażeń. Lekarze zdumieni mówili, że ktoś na górze musiał nad nią czuwać. Katarzyna Stępień nie ma wątpliwości, że Bóg nad nią czuwał. Jak ona widzi to zdarzenie? – Pod koniec marszu poczułam zmęczenie, zakręciło mi się w głowie, noga się osunęła ze skały i zaczęłam spadać. Bezskutecznie próbowałam jeszcze złapać się krzewów. Spadając, uderzyłam jeszcze o skałę i wpadłam do strumienia. Będąc na dole, uświadomiłam sobie, że nie umiem pływać. Bardzo bolała mnie noga, ale udało mi się wydostać na brzeg. Słyszałam później, że ktoś wołał mnie, ale nie miałam sił, aby cokolwiek powiedzieć. Później zobaczyłam ratownika, który zszedł do mnie i był zaskoczony, że żyję. Spadając, czułam, że gdzieś tkwiła iskra nadziei, że mogę przeżyć. To było takie dziwne przeczucie. Ktoś czuwał. Organizator, ks. Andrzej podsumował: Całe to wydarzenie traktuje dzisiaj jako rekolekcje. To było dotknięcie Boga, który przychodzi do człowieka w beznadziejnej sytuacji.
Zapewne historii takich, jak powyższa słyszeliśmy w swoim życiu niemało. Przypuszczam, że nie jeden z was, Siostry i Bracia mógłby tutaj stanąć i opowiedzieć, jak ważne rzeczy zawdzięcza miłosierdziu Bożemu. Dzisiaj uwielbiamy Go w tajemnicy Bożego Miłosierdzia. Bóg jest troskliwym Ojcem, który nie chce śmierci grzesznika, któremu zależy na naszym życiu i rozwoju, który nie cieszy z ludzkiego nieszczęścia, ale chce człowieka uchronić i w życiu doczesnym, a przede wszystkim na życie wieczne.
Przeżywamy Niedzielę Miłosierdzia Bożego, czyli drugą niedzielę wielkanocną. Kojarzymy ją w sposób szczególny ze św. Siostrą Faustyną oraz ze św. Janem Pawłem II. I bardzo dobrze, bo oni tak ogromnie nam tajemnicę Miłosierdzia Boga przybliżyli. Dzisiaj chcemy uwielbiać Boga w Trójcy Świętej Jedynego za tę wielką prawdę wiary, że On jest nie tylko sprawiedliwym Sędzią, ale i miłosiernym Ojcem.
Nim odniesiemy się do postaci św. Siostry Faustyny i św. Jana Pawła II wróćmy do słowa, którym Kościół święty karmi nas dzisiaj. Ewangelia opowiada o przyjściu Jezusa do wieczernika w dniu Jego powstania z martwych. Bardzo przemawia do nas postać człowieka, który z miłosierdziem Bożym pewnie nam się nie kojarzy. Św. Tomasz Apostoł. Jest tym z uczniów Chrystusa, którego nie było w Wieczerniku, gdy przyszedł tam zmartwychwstały Jezus. Gdzie zatem Tomasz był? Gdzie się podziewał? Te pytania akurat nie są takie ważne. Jedno jest pewne: Tomasza zabrakło. Gdyby tam był pewnie nie jego postawa nie pomogła by się odnaleźć niejednemu z nas. Dlaczego Tomasz jest nam bliski? Bo powątpiewał. Jak my. Przyjrzyjmy się tym wątpliwościom w wierze św. Tomasza. Są przynajmniej trzy zastrzeżenia Tomasza wyrażające jego zwątpienie w żywą obecność Zmartwychwstałego Pana.
Pierwszym jest ta, że Apostoł zwątpił w to, że historia Jezusa po Jego ukrzyżowaniu będzie miała jeszcze jakąkolwiek kontynuację. Trzeba przyznać, że w tym nie różnił się od innych apostołów.
Drugim jest to zastrzeżenie, że Apostoł zwątpił w sens wspólnego spędzania czasu czyli trwania z innym uczniami Jezusa. Musieli sprawiać fatalne wrażenie: byli wylęknieni i zamknięci z obawy przed żydami w Wieczerniku. Możemy poniekąd Tomasza zrozumieć: po co wzajemnie karmić się lękiem?
Trzecim zastrzeżeniem jest ta wątpliwość, że kiedy apostołowie ujrzeli zmartwychwstałego Jezusa i podzielili się tym z Tomaszem, ten wyraził ostateczną wątpliwość do do ich zdrowych zmysłów i wiarygodnego świadectwa. Czy oni naprawdę oglądali na własne oczy żywego Jezusa? Czy nie była to zbiorowa halucynacja? Czy ci zapłakani ludzie, zamknięci z obawy przed żydami nie marzyli o tym, aby ich los się odwrócił?
Jezus nie dziwi się niewierze Tomasza. Z ogromną łagodnością traktuje swojego opornego ucznia. Zachęca go, aby dotknął rany jego rąk i boku, aby Tomasz poczuł rany i miejsca po gwoździach. Jezus rozumie niedowierzanie Tomasza, ale nie bawi się w subtelności tylko nazywa to imieniu: Tomaszu, ty jesteś niewierzący (apistos).
Ważnym znakiem Miłosierdzia Bożego w tej scenie jest także spokojne zachowanie pozostałych apostołów; oni są obrazem Kościoła miłosiernego; oni okazali Tomaszowi miłosierdzie. Kiedy? Właśnie teraz, gdy Tomasz spotyka Zmartwychwstałego. Oni nie zniechęcili się do Tomasza, który przecież wzgardził ich zapewnieniami, że spotkali żywego Jezusa, który przeszedł mimo drzwi zamkniętych i spożywał z nimi rybę. Koledzy Tomasza – apostołowie – znieśli jego lekceważenie dla świadectwa, które mu składali, dla wiary, którą próbowali się z nim podzielić. Mogli go przecież surowo upomnieć, albo ostatecznie rozstać się z nim i wyprosić ze swego grona. Tak się nie stało. Zamiast tego, apostołowie okazali się wspólnotą, która łagodnie i cierpliwie znosi wątpliwości i poszukiwania Tomasza.
A on? Tomasz… Co go przekonało, że jednak ósmego dnia po zmartwychwstaniu Jezusa przebywał z uczniami w Wieczerniku? Jest oczywiste, że przekonała go cierpliwa miłość Apostołów. Oni go nie przekreślili, oni go zaprosili. Teraz cieszą się, gdy widzą szczerą skruchę Tomasza mówiącego do Jezusa: „Pan mój i Bóg mój”. Kościół gromadzi się ósmego dnia co jest nawiązaniem do Eucharystii, którą pierwsi chrześcijanie celebrowali w niedzielę.
Spójrzmy na nasze życie. Czy nie jest tak, że św. Tomasz nie jest jakby naszym bratem bliźniakiem w niedowiarstwie? Czyż nie są nam bliskie jego wątpliwości, czy ty i ja nie moglibyśmy się podpisać pod wątpliwościami Tomasza?
Żyjemy bowiem w świecie, którym jeszcze czterdzieści lat temu ani w głowie by nam myśl nie postała, że nie będziemy pod okupacją Związku Radzieckiego. Żyjemy w w świecie, w którym ludzie latają samolotami na wszystkie kontynenty, a równocześnie głoduje na świecie ponad 800 mln ludzi, a rocznie z głodu umiera około 25 mln ludzi. Żyjemy w Europie, gdzie chrześcijańskie korzenie nadały kulturę poprzez prawo rzymskie, filozofię grecką i ewangelie miłości, a niektórzy pogubieni i zepsuci ludzie usiłują rozbijać małżeństwo niszcząc jego definicję jako związku mężczyzny i kobiety; żądając, by dziecko które się rodzi nie miało wpisane „matka” i „ojciec” tylko rodzic A i rodzic B. Żyjemy w świecie, gdzie za naszą wschodnią granicą dokonują się gwałty i zbrodnie, jak w Buczy lub Irpieniu pod Kijowem. Rozmawiałem całkiem niedawno z p. Natalią z Nikopola w obwodzie dniepropietrowskim, która z córką i wnuczką uciekły przed Rosjanami. Pani Natalia pracuje razem ze mną, choć jest emerytowaną i schorowaną na serce kobietą, sprząta i robi to z sercem. Powiedziała łamanym polskim: Córka mi mówi, żebym nie oglądała na komórce wiadomości z Ukrainy, bo choruję. Ale ja nie mogę. Przyzwyczaiłam się, że stres stresem stres pogania.
Wiara w Boga jest żywa tylko wtedy, gdy wierzymy w Jego miłosierdzie. On jest sędzią sprawiedliwym, ale Jego sprawiedliwość jest miłosierna. Dzisiaj można spotkać ludzi, którzy deklarują, że nie wierzą w Boga i… już. Wydaje się, że chcą uwolnić swoje sumienie od poczucia odpowiedzialności za swoje grzechy przed sprawiedliwym Bogiem. Noszą fałszywe wyobrażenie Boga, nie mające nic wspólnego z Bogiem Pisma Świętego, Bogiem wiary apostołów i pierwszego Kościoła. Ta wiara wiązała się bowiem nieodparcie z dwoma czynnikami: żywą relacją z Jezusem, spotkanym osobiście, albo znanym z przekazu naocznych świadków. Drugim czynnikiem były uczynki miłosierdzia wobec potrzebujących jako odpowiedź na łaskę odpuszczenia grzechów, czyli osobistego doświadczenia miłosierdzia Boga.
Co takiego miała św. Siostra Faustyna, że wcześniej jako młodą panienkę Helenę Kowalska Jezus powołał do bycia zakonnicą?
Bóg ma swoje motywy wyboru. Bóg wie, co się kryje w sercu człowieka. Wybrał ją, bo ukochał przedwiecznie oraz wybrał, bo sam chciał. To dzięki niej świat na nowo przypomni sobie o orędziu Bożego miłosierdzia, o grzechu i łasce, o potępieniu i ocaleniu, o piekle, czyśćcu i niebie.
Ciągle wracam do niezwykłej wizji, jaką otrzymała Św. Faustyna. Posłuchajcie:
„Wizja św. s. Faustyny: „W pewnym dniu ujrzałam dwie drogi: jedna droga szeroka, wysypana piaskiem i kwiatami, pełna radości i muzyki, i różnych przyjemności. Ludzie szli tą drogą, tańcząc i bawiąc się – dochodzili do końca, nie spostrzegając, że już koniec. Ale na końcu tej drogi była straszna przepaść, czyli otchłań piekielna. Dusze te na oślep wpadały w tę przepaść: jak szły, tak i wpadały. A była ich tak wielka liczba, że nie można ich było zliczyć. I widziałam drugą drogę, a raczej ścieżkę, bo była wąska i zasłana cierniami i kamieniami, a ludzie, którzy nią szli [mieli] łzy w oczach i różne boleści były ich udziałem. Jedni padali na te kamienie, ale zaraz powstawali i szli dalej. A w końcu drogi był wspaniały ogród, przepełniony wszelkim rodzajem szczęścia, i wchodziły tam te wszystkie dusze. Zaraz w pierwszym momencie zapominały o swych cierpieniach”(Dzienniczek nr 153).
Dziś kiedy ludzie żyją jakby Boga nie było. Dziś kiedy młodzi odwracają się do Boga, bo coraz bardziej kierują się emocjami, zamiast rozumem i dobrą wolą. Dziś Bóg mówi: Zaufaj mi! Nie lękaj się! Czyń uczynki miłosierdzia, przebaczaj!
Niech Chrystus, który powstał z martwych, okaże nam Boże miłosierdzie !