Dlaczego Krzyż?

 

Zapadła wielka cisza. W sercu niejednego z nas dudni słowo krótkie i ważne:

DLACZEGO?

Dlaczego Bóg wybrał Krzyż jako narzędzie zbawienia? Dlaczego Jezus pozwolił się zabić?

+Veni Sancte Spiritus! Wielki Piątek 2 kwietnia 2021

Bracia i Siostry w Chrystusie!

Stajemy oniemiali. Wcielona Miłość została zabita na Krzyżu. Jezus z Nazaretu, prawdziwy Syn Boży i prawdziwy Człowiek oddał ducha w męczeńskiej śmierci. Czy nie można było inaczej? Czy rzeczywiście konieczne było takie ogołocenie, o którym słyszeliśmy w czytaniu z listu do Filipian(Flp 2, 5.80): „Chrystus Jezus (…) (8) uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej”?.

Jedynym kluczem do zrozumienia tajemnicy Krzyża jest Miłosierdzie Boże. W Jezusie Bóg Ojciec objawił nam swoją miłosierną Twarz. Bóg się dał poznać nie jako surowy sędzia, ale cierpliwy i cierpiący Stwórca, który ratuje swoje stworzenie przez ofiarę z własnego Syna. Ratuje od kary wiecznej jako zapłaty za grzech. Pismo Święte wskazuje, że cierpliwa miłość Ojca niebieskiego jest dwojakiego rodzaju; z jednej strony jest niejako po męsku wierna zobowiązaniu – przymierzu dbałości o stworzenie (hebr. słowo hesed – Ps 25, 10: „Wszystkie ścieżki Pana – to łaskawość i wierność dla tych, co strzegą przymierza i Jego przykazań”), a z drugiej strony ma swój delikatniejszy, niejako żeński, macierzyński wymiar przylgnięcia do stworzenia miłością czułą, współcierpiącą, osłaniającą, całkowicie darmo daną (hebr. słowo rahamim – por. Iz 49,15). Znakomicie wyraził to flamandzki malarz REMBRANDT, w swym znanym obrazie „Powrót syna marnotrawnego”. Namalował go w roku 1668, zaledwie na rok przed swoją śmiercią. Owdowiał dwukrotnie, przeżył także śmierć dwóch córeczek i ukochanego syna Tytusa. W tym malunku wyobraził pod postacią ojca syna marnotrawnego swoją wielką stratę. Ojciec kładzie na ramionach klęczącego przed nim syna swoje dłonie. Obie bardzo się różnią, jedna jest wyraźnie twarda, większa, męska. Druga delikatna i smukła kobieta. Obraz wyraża Miłosierdzie Boga, które ogarnia skruszonego człowieka silną męską dłonią wierności i kobiecą, subtelną dłonią czułości.

Bracia i Siostry!

Ojciec niebieski współcierpiał z Synem Bożym przyjmując Jego Ofiarę za mój i twój grzech. Wybrał taki sposób przez Krzyż, czyli karę śmierci dla przestępców, aby Chrystus wszedł w doświadczenie samotności i odrzucenia. Jezus nie odrzucił tego, nie sprzeciwił się, nie powiedział: „Ojcze, przecież można inaczej!” Przyjął i w pełni złożył z siebie Ofiarę. Oddał się. Nie tyle dał się zabić, jak niedołęga czy pechowiec, ale świadomie pozwolił się zabić jako największy Dobroczyńca i Przyjaciel ludzi. Tak jak zostało to ujęte, w napisie naszej liturgicznej ciemnicy w łączności z liturgicznym grobem: „Poświęcam siebie, abyście życie mieli”. Warto zatrzymać się nad ceną tej przyjaźni podkreśloną znakami i kolorystyką. Zobaczmy, najpierw biel obrusu, misa i dzban do mycia nóg, powyżej winogrona i chleb przy lampce; to służba i oddanie Jezusa na Ostatniej Wieczerzy. Przyjaźń Jezusa przechodzi potem swoją wielką próbę w Ogrodzie Oliwnym, a dalej w osamotnieniu, wychłodzeniu, zapewne nieprzespanej nocy w Ciemnicy. Zostaje to podkreślone bordowym kolorem tła. Z kolegi biel grobu Pańskiego i przełamana Hostia, z której do kielicha kapią krople krwi, jest znakiem Eucharystii, źródła nowego życia, z którego ciągle czerpiemy.

Dlaczego kreślimy się codziennie znakiem Krzyża świętego?

Chyba najprościej odpowiedzieć: aby z Chrystusem podejmować różnorakie wyzwania, także znosić nasze cierpienia. Aby moc Chrystusa nas wzmacniała. Pragnę przywołać przykład mężnego znoszenia cierpienia dla Chrystusa, który dotyczy polskiego męża i ojca, a potem kapłana z XIX wieku.

Na pewno wszyscy znamy pieśni Chwalcie łąki umajone, Idźmy tulmy się jak dziatki do Serca Maryi Matki, O Maryjo przyjm w ofierze czy Panie, w ofierze Tobie dzisiaj składam. Napisał je ks. Karol Antoniewicz, jezuita, który nim został zakonnikiem i kapłanem był mężem i ojcem. Historia życia Karola była naznaczona ogromnym pasmem cierpienia. Urodził się w 1807 roku we Lwowie, w polskiej rodzinie o ormiańskich korzeniach. Jego ojciec był adwokatem, ale młodo zmarł, co odcisnęło na Karolu silne piętno. Karol Antoniewicz skończył studia prawnicze, był poetą, znał wiele języków. Gdy wybuchło Powstanie Listopadowe poszedł walczyć za wolność Polski, a kiedy walka zakończyła się klęską, wrócił w rodzinne strony i starał się osiągnąć pewną stałość życia. Ożenił się z Zofią, z którą miał pięcioro dzieci. Tragedią ich rodzinnego życia była śmierć potomstwa; żadne z ich pięciorga dzieci nie przeżyło roczku. Oboje byli ludźmi wielkiej wiary i czynnej miłości, oboje łączyli swe cierpienie ze zbawczym cierpieniem ukrzyżowanego Chrystusa, oboje gorliwie pomagali w szpitalu przy chorych i cierpiących, aby tak znaleźć ukojenie. Niestety, Zosia, żona Karola zaraziła się gruźlicą i mimo starań zmarła w wieku zaledwie dwudziestu siedmiu lat. Pozostawiła Karola w przepaściach bólu. Wtedy jeszcze bardziej przylgnął do Chrystusa ukrzyżowanego. Oddawał Mu świadomie miejsce w swoim życiu, wszedł z Nim w bardzo głęboką relację. Krzyż przestał być dla Karola znakiem czegoś, a stał się znakiem Kogoś, stał się środkiem łączności. Karol odkrył, że jego nową drogą życia z Chrystusem ma być życie kapłańskie i zakonne. W roku 1839 wstąpił do zakonu jezuitów, został kapłanem i był znakomitym kaznodzieją ludowym. To właśnie ks. Karol Antoniewicz napisał pieśń: „W Krzyżu cierpienie, w Krzyżu zbawienie, w Krzyżu miłości nauka. Kto ciebie Boże, raz pojąć może ten nic nie pragnie, ni szuka...” Ks. Karol zmarł w 1852 roku zaraziwszy się na cholerę, gdy posługiwał jako kapłan ludziom w czasie epidemii. Sam doświadczył tego, co zapisał w zwrotce wspomnianej pieśni: „Kiedy cierpienie, kiedy zwątpienie serce ci na wskroś przepali. Gdy grom się zbliża pospiesz do krzyża, on ciebie wesprze, ocali”.

Bracia i Siostry w Chrystusie!

Dzisiaj ważne jest również postawienie pytania: W jakim celu Krzyż?

Celem jest niebo. Jezus swoją Krwią obmył nas z grzechów, czym przywrócił nam życie wieczne. Każdy, kto w Niego wierzy, ustami wyznaje, czynami naśladuje ma szansę na życie w nieustannym szczęściu z Bogiem i świętymi.

Za chwilę pochylimy się, aby gestem liturgicznym oddać chwałę Bogu przed Krzyżem. Choć dzisiaj nie uczynimy tego przez pocałunek postarajmy się prywatnie czynić błogosławieństwo krzyża na czole swoich bliskich. Niech spełnią się słowa pieśni:

O Jezu miłości zdroju,

Wzdycham do Twego pokoju!

Za grzechy płaczę, sercem Cię raczę,

Krzyżem Twoim głowę znaczę…”(Zawitaj Ukrzyżowany)

Amen.

Dodaj komentarz