Niektórzy mówią, że istnieje zasada „Trzech N.” Tłumaczą ją jako Najłatwiej nawracać nawróconych. Chodzi o łatwość przemiany myślenia i działania dla tych, którzy spotkali Boga żywego i ciągle szczerym sercem szukają Jego woli. Niestety, nie można tej zasady odnieść do Uczonego w Prawie, który zadał pytanie Jezusowi. Nie był szczery w swej postawie, gdyż wystawiał Jezusa na próbę. Mimo woli, przyczynił się do objawienia prawdy o miłosierdziu.
+Veni Sancte Spiritus! 15 nd zw 14 lipca 2019
Łk 10, 25-37
Bracia i Siostry w Chrystusie!
W czasach Jezusa Żydzi nie tylko nie darzyli szacunkiem Rzymian, ale nawet narody pobratymcze jak Samarytan. O ile zrozumiałe było, że Rzymianie nie są przez Żydów lubiani jako najeźdźcy i wyznawcy wielobóstwa, o tyle trudniej pojąć niechęć, a może i pogardę wobec Samarytan. Ci bliscy etnicznie Żydom mieszkańcy środkowej części Palestyny odstąpili od kultu Boga Jedynego w świątyni w Jerozolimie. Zbudowali sobie ołtarze na górach Ebal i Garizim, składali na nich Bogu własne ofiary, wyświęcili własnych kapłanów. Niechęć przekazywana była z pokolenia na pokolenie, utrwalały się uprzedzenia i fałszywe schematy: My jedynie prawie, oni poganie i grzesznicy. Nie dziwi więc, że Żyd, a do tego Uczony w Prawie, czyli człowiek mający wiedzę religijną większą niż przeciętna wije się jak piskorz, aby u końca nie odpowiedzieć Jezusowi, że Samarytanin to jedyny uczciwy człowiek. Używa zastępczej formuły: ten, który okazał mu miłosierdzie. Tym samym przyczynił się do odnowienia sensu słowa bliźni.
Odpowiedź Jezusa na pytanie o życie wieczne rozpoczyna się od poprawnej deklaracji Uczonego w Prawie. Najważniejsze jest przykazanie miłości Boga i bliźniego. Miłość Boga jest czterowymiarowa czyli dotyczy całego serca, całej duszy, całej mocy i całego umysłu. Jeśli mamy to przełożyć na konkrety miłość wyraża się oddaniem swych emocji, swego wnętrza, swego szczerego ja, całej osoby Bogu. Wejścia z Nim w ufną relację, budowania z Nim dziecięcej zażyłości, gdzie On jest Jedyną Istotą, choć w Trójcy Osób: Ojcem, Synem i Duchem, jedyną Siłą Sprawczą marzeń i tęsknot, wszystkiego, co dobre. Równocześnie miłość ta ma być z całej mocy, czyli całkowita, bez zastrzeżeń i wyłączności. Nie może być tak, że mówię: Panie Boże oddaję Ci mój czas, ale tylko do g. 20, bo potem jest mecz. Oddaje ci moją wolność, ale nie chcę oddać ci mojego przywiązania do komputera, będę ci wierny we wszystkich przykazaniach Bożych, z wyjątkiem Szóstego, bo nic złego nie dostrzegam w masturbacji. Jest to też miłość całym umysłem, czyli rozumna, poddająca rozeznaniu i krytycznemu osądowi to, co jest przedmiotem miłowania. Inaczej mówiąc zastanawiam się i rozważam, jak pracować nad moją modlitwą, jak ją rozwijać, abym bardziej w niej spotykał Boga, bardziej go rozumiał i słuchał.
Warto dzisiaj sobie to uświadomić, że ewangeliczny bliźni stoi obok mnie. Nie ma wśród nas człowieka doskonałego, wolnego od jakiejś słabości, urazy czy cierpienia. Każdy i każda z nas nosi w sobie potrzebę, by się o niego zatroszczyć. Inna sprawa, że bardzo niechętnie przejawiamy wobec ludzi, że nosimy takie czy inne deficyty, że doskwiera nam samotność albo czujemy się niedostrzeżeni przez innych w naszych wysiłkach. Manifestacją tego jest niekiedy ekstrawagancki strój, uczesanie czy tatuaż. Aby okazać takim miłość niepotrzebna ciekawość, ale cierpliwość. O św. Marcinie opowiadają, że zatrzymywał się przy ludziach chorych, modlił za nich z wiarą i uzdrawiał. Dlatego niektórzy kalecy żebracy okupujący wejście do kościoła słysząc, że Marcin się zbliża krzyczeli Zwiewajmy stąd, bo on gotów nas jeszcze uzdrowić i z czego będziemy żyli ?!
Jezus wyzwala nas z obojętności. Uwrażliwia na cierpienie, samotność, nieporadność bliźniego. Krótko mówiąc: obojętność albo miłość bliźniego. Wybór należy do ciebie.