Młody, zarośnięty brodacz biegnie po czerwonawej ziemi. Za nim biegnie spory tłum innych osób. W pewnym momencie mężczyzna staje. Mówi, że już dość. Ludzie stają, są zdziwieni; po chwili dają się słyszeć głosy, czemu nie biegną dalej, a jeszcze później głosy pewnej irytacji, co teraz z nimi będzie? Scena z filmu „Forrest Gump”, gdzie zarośniętym biegaczem jest tytułowy bohater uświadamia, że można w życiu biec bez celu. Nie wiedzieć dokąd, ale biec. Można nawet znaleźć naśladowców.
+Veni Sancte Spiritus!
Mk 10, 17-30
28 nd zw B
14 października 2018
Bracia i Siostry w Chrystusie!
Młodzieniec przybiegł do Jezusa. On nie biegł bez celu. Jasno określił sobie, dokąd biegnie. Znalazłszy się wobec Chrystusa padł przed Nim na kolana. Wiedział do Kogo zmierza i wiedział, że godzi się przed Nim upaść, bo Jezus ma w sobie wielką wartość.
Kim był młodzieniec, jaka była jego intencja spotkania z Jezusem?
Św. Marek nie podaje jego imienia, nie mówi skąd przybył. Dynamiczny opis początku spotkania wskazuje na siłę młodości. Chłopak płonie entuzjazmem, cieszy się i zna swoje miejsce – na kolanach wyznaje, że przyszedł słuchać Tego, który mądrze mówi. Przyszedł się poradzić. Otwiera się na dialog nazywając Jezusa Mistrzem. Prosi o udzielenie mądrości. Przedstawia swoje pragnienie. Jest niezwykle piękne i przyszłościowe – co robić, aby osiągnąć życie wieczne?
W tym momencie można się zadumać: jaka wielka dojrzałość! Ten chłopak nie pyta Jezusa o radę na zrobienie dobrego interesu, nie pyta Go o złote zasady na sukces w życiu doczesnym. On pyta o wieczność! Ile różnych ważnych spraw ten człowiek ma już przemyślanych, ile mu się w życiu doczesnym udało. Za chwilę rzeczywiście mówi Jezusowi, że przestrzega wszystkich przykazań, że – mówiąc językiem luźnym – ogólnie jest O.K. ale chciałby wiedzieć co robić więcej, aby osiągnąć wieczność. Przed Jezusem czeka na kolanach…
Czego się doczekał?
Ewangelista mówi. Jezus spojrzał na niego z miłością i rzekł mu sprzedaj wszystko, co masz.
Ile przejmującej dobroci musiało się objawić w tym miłującym spojrzeniu Jezusa! Przecież zawsze patrzył na ludzi z miłością. Co więc kryło się w takim rodzaju spojrzenia, jakim ogarnął młodzieńca? Można przypuszczać, że oczy Pana zajaśniały radością, że przybiegł tu człowiek, który chce więcej być, niż bardziej mieć. Dalsze słowa Chrystusa są bardzo konkretne i bardzo mocne. Okazało się, że dla młodzieńca za bardzo…
On na te słowa spochmurniał i odszedł zasmucony. Miał bowiem wiele posiadłości.
Serce miał radosne, pełne zapału. Serce cieszyło się na ideały życia duchowego. Twarz młodego człowieka przesłonił cień, czyli utracił jasność widzenia i światło kierowane doń przez Jezusa. Chmura egoizmu. Serce okazało się ociężałe przywiązaniem do przyjemności i wygody. Wyobraźnia zadziałała i przeraziła chłopaka wizją rezygnacji przeglądania swego majątku, liczenia pieniędzy, budowania poczucia bezpieczeństwa dzięki rzeczom. Jezus proponował mu budowanie poczucia bezpieczeństwa dzięki relacjom. To okazało się dla młodego człowieka nie do pojęcia. Do Jezusa biegł, od Jezusa odszedł. Wybrał smutek. Czego mu potrzeba, aby zrozumiał, że to nie on posiada rzeczy, ale rzeczy posiadają jego?
W tramwaju młodzi ludzi stoją i siedzą ze słuchawkami. W ręce albo w kieszeni smartfon. Ku czemu zmierzają? Czego słuchają? Czym się emocjonalnie i intelektualnie karmią? Być może niejeden z nich się modli. Już dawno wybrał Jezusa jako Pana i Zbawiciela. Nie biegnie do Niego z powierzchownym
entuzjazmem, ale głęboko czerpie z lektury słowa Bożego.
Apostołowie mówią my opuściliśmy wszystko. Potwierdzą to swoją Krwią przelaną dla Jezusa w różnych częściach świat.
Co ja opuszczam dla Jezusa?
W czym niedawno przekroczyłem swój lęk co do posiadania, ufając, że od Boga otrzymam ojców, matki, braci i siostry, dzieci i stokroć więcej?