Po błękitno chłodnym czwartku Wszystkich Świętych nie ma już śladu. W tym roku niebo swoim pokojem zapraszało nas do refleksji nad wiecznością. Czas się zatrzymał, byśmy mogli spojrzeć w przeszłość na Świętych Bożych. Dzień wolny od pracy sprzyjał też wędrówce na groby naszych bliskich, o których świętość się modlimy. Czas zatrzymany był okazją dla nas, by pomyśleć czy idziemy ku świętości.
+Veni Sancte Spiritus! Mk 12, 28b-34
31 nd zw B – 4 listopada 2018
Bracia i Siostry w Chrystusie!
Jeszcze raz mogliśmy spojrzeć na ludzi, którzy wygrali wieczność. Święci są zwycięzcami w Chrystusie. Uwierzyli Mu, podążali za Nim (nieraz przez zadawane im przez prześladowców krzywdy i utoczoną męczeńsko krew), grzeszyli, pokutowali, wstawali podnoszeni łaską skruchy. Gdyby przeciągnąć jakąś wspólną nić przez ich serca ona nazywałaby się miłością Chrystusa. To ona ich oczyściła, uzdrowiła, zbawiła, wzmocniła w godzinie dawania świadectwa.
Dobrze, że po tajemnicy świętości ewangelia dzisiejszej niedzieli prowadzi nas do rdzenia nauki Jezusa. Uczony w Piśmie jest człowiekiem kochającym prawdę. Przysłuchiwał się Chrystusowi i Jego uczniom. Odważył się wyjść z kręgu niechęci swojego środowiska i zadać pytanie Nauczycielowi. Nie ma w nim cienia fałszu. Jezus to dostrzegł i pochwalił Uczonego. Ten zaś, podał istotę relacji oddania się Bogu – całkowite tj. wszystkimi ludzkimi władzami oraz bliźniocentryczne czyli zwrócone ku człowiekowi, zwłaszcza potrzebującemu: miłować bliźniego jak siebie samego daleko więcej znaczy niż wszystkie całopalenia i ofiary (w. 33). Konkretyzacja miłości niewidzialnego Boga następuje w widzialnym bliźnim.
Czynna miłość bliźniego jest krokiem ku miłości Boga. Taką postawę urzeczywistniał patron dzisiejszego dnia św. Karol Boromeusz. Żył w XVI wieku, był arcybiskupem Mediolanu i kardynałem, który pochodził z arystokratycznego rodu, ale żył niezwykle skromnie, bez wygód i luksusu. Ludziom potrzebującym ofiarował swoje łóżko. Jego umartwiony styl życia siał postrach wśród innych kardynałów i dostojników kościelnych. Nawet papież Grzegorz XIII na wieść, że Karol Boromeusz przyjeżdża do Rzymu kazał przerwać wszystkie rozrywki, w których sam brał udział (ks. Z. Podlejski. Święci nie święci. Kraków 2005 s. 205). Św. Karol, krytykowany przez przyjaciół za zbyt ostre umartwienia powiedział Żeby innych obdarzyć światłem, świeca spala się sama!
Nie ma miłości Boga, bez miłości siebie samego i bliźniego. Święty się spala.
Jak z moim spalaniem?